Sukces i kariera - gdzie jest ściema?
autorem artykułu jest Mariusz Kapusta
No tak, dzisiaj skoncentruję się na czymś, co dla wielu jest bardzo ważne. Osiągnięcie sukcesu, zrobienie kariery, a dzięki temu dużych pieniędzy jest na pewno marzeniem niejednego. Pytanie jak tego dokonać? Podam dzisiaj przepis, który skieruje Cię na właściwe tory. Przeczytaj proszę do końca, bo inaczej trudno będzie Ci wyciągnąć prawdziwe korzyści. To nie jest 80/20, tu musisz włożyć 100% uwagi i serca. Zatem do dzieła.
Żeby odnieść sukces musisz być:
Sumienny – wyniki nie przyjdą same, trzeba na nie rzetelnie zapracować, nie da się stworzyć trwałych rezultatów na miernych podstawach
Uparty – czekają Cię wzloty i upadki, po każdym trzeba się podnieść i kierować się tam, dokąd chcesz dojść, nie zważając na zdanie innych i kolejne porażki, ucz się na nich
Krytyczny – nie przyjmuj niczego na wiarę, sprawdź, przekonaj się, bądź jak dziecko, nie rób czegoś tylko dlatego, że „tak to się robi”, znajdź swoją drogę
Ciekawy – szukaj nowych rozwiązań, eksperymentuj, bądź ciekaw pracy i rozwiązań innych, nigdy nie wiesz jakie pozornie niezwiązane ze sobą dziedziny przyniosą inspirację
Ekscentryczny – większość ludzi przegrywa, jeżeli chcesz wygrać musisz być inny,
Stanowczy – będziesz musiał bronić swojego zdania nie raz, ważne, żeby inni wiedzieli o tym, że jesteś przekonany o swoim zdaniu, w ten sposób zdobędziesz sojuszników.
Pamiętając o tych cechach charakteru, szanse na osiągnięcie przez Ciebie wielkich rzeczy w życiu drastycznie wzrosną!
Jeżeli chcesz zrobić karierę, pamiętaj o obszarach, w których trzeba zostać mistrzem:
Komunikacja – musisz jasno i wyraźnie potrafić zakomunikować swoje pomysły i oczekiwania, musisz potrafić przekonywać innych i porywać za sobą w trudne przedsięwzięcia, najwięksi przywódcy tego świata byli wielkimi mówcami, bądź lepszy
Analiza – żeby dokonywać optymalnych wyborów musisz zrozumieć wiele czynników: otoczenie, siebie, kolegów, szefa. Ich pragnienia i cele. Wykorzystuj szanse, szukaj wspólnych celów z kolegami i szefem, buduj na swoich silnych stronach, które poznasz dzięki analizie
Rezultaty – nikt nie pomoże ci w karierze, jeżeli nie zobaczy rezultatów, zawsze o nich pamiętaj, w biznesie liczy się wynik
Image – stwórz swoją niepowtarzalną „markę”, jesteś produktem na rynku, bądź rozpoznawalny w sposób pozytywny, niech każdy wie w ciągu jednej sekundy, z kim ma do czynienia
Ekstrawertyzm – jeżeli jesteś typem samotnika musisz to zmienić. Kariery nie robi się siedząc w fotelu w domu, buduj network, udzielaj się. Nieważne jest kogo Ty znasz, tylko kto zna Ciebie i skojarzy z tym, że właśnie Ciebie potrzebuje w danym momencie. Twój Image na pewno w tym pomoże
Rozwaga – nie zawsze najatrakcyjniej wyglądająca oferta w danym momencie jest najlepsza, czasem trzeba odpuścić i poczekać na dużo większą okazję. Wybieraj swoje kolejne posady i role rozważnie oceniając „cały pakiet” plusów i minusów krótko- i długoterminowych
Asertywność –miej swoje zdanie i nie pozwól sobie narzucić czegoś, co nie prowadzi Cię do celu, mów o tym, co widzisz, czujesz i myślisz. W długim okresie to jedyna droga.
Jeżeli po tych dwóch modelach pamiętasz jeszcze o tytule tego postu, to czytaj dalej, jeżeli nie to do niego wróć. Brakuje jeszcze jednego elementu. Gdzie tutaj jest ściema? Pozwoliłem sobie na demonstrację pewnego ciekawego tricku. Wybierasz słowo-klucz, rozbijasz je na poszczególne litery, które rozwijasz w wyrazy, które mają definiować sens danego słowa. W tym przypadku sukcesu i kariery. Jeżeli czytasz taki tekst, to wydaje się on całkiem sensowny. Raczej trudno się niezgodzić z tym co napisałem powyżej, tym bardziej, że nie żartowałem, naprawdę uważam te cechy za istotne.
Ściema jest gdzie indziej. Oba modele opisane powyżej nie dają żadnej gwarancji, że są kompletne! Zależą po prostu od tego ile jest liter i jakie one są! Zauważ, że w innych językach to nie mogą być te same wyrazy
. Oznaczałoby to, że inne cechy charakteru są potrzebne w różnych krajach, żeby odnieść sukces. Oczywiście są odchylenia kulturowe itd., więc różnie to bywa, tym niemniej rdzeń na pewno jest ten sam.
Jak teraz można z tego skorzystać? Zidentyfikować, czy ktoś nie wciska Ci kitu. Widziałem już szkolenia oparte o tego typu rozwiązanie. Omijać szerokim łukiem dla własnego dobra.
No, ale sama metoda jest dosyć ciekawa i wymyśliłem dla niej następujące zastosowania:
- pisanie wypracowań i robienie prezentacji, które są sztuką dla sztuki. Będą miały zgrabną formę, będą w miarę spójne i jeżeli nikt nie będzie na ich podstawie podejmował życiowych decyzji to nikomu nie zaszkodzą
-rozrywka. To fana zabawa, lepsza niż krzyżówki
, czasem trzeba się nakombinować. Jako zadanie domowe proponuję napisać krótki artykuł o zysku
bez używania słowa Yeti
- warsztaty „inspiracyjne” – można skorzystać z tego, jeżeli chcesz rozbudzić dyskusję wśród uczestników, wrzucasz jakąś ramę, którą swobodnie można „obrabiać”.
No to powodzenia w „bezpiecznym” stosowaniu.
--
Mariusz Kapusta,www.proaktywnie.pl Tematyka strony: Rozwój osobisty, motywacja, zarządzanie czasem
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowy sposób na to, aby łatwo osiągać cele.
autorem artykułu jest Jasio Sikora
Nowy sposób na to, aby łatwo osiągać cele.
Nauczyłem sie najmniej dwóch rzeczy na temat osiąganie celów: istanieje łatwy i trudny sposób. Trudny sposób polega na pracy w dzień i nocy. Człowiek zyje w obsesji, żadko śpi i nigdy się nie poddaje.
Ponieważ wszyscy mówią o tym trudnym sposobie ja chche opowiedzieć o łątwym. W końcu po co się męczyć, jeśli nie ma wcele takiej potrzeby?
Bądż wdzięczny za to co już masz.
Figalarnie mów o tym co chciałbyś mieć, wywołując w sobie pozytywne emocje i uczucia tak jakbyś to ociągnął.
Korzystaj z okazji, które Ci się ptrzytrafiają.
Najważniejsze według mnie jest to zebyś zdeklarował, czego chesz, myśłał pozytywnie o swoich pragnienieniach, a także żebyś czuł się wdzięczny za to co już masz i podejmował dzialania stosowne do okliczności. Dzięki temu będziesz miał szczęśliwe życie.
Bądź wdzięczny już teraz
Nie ma znaczenia to, gdzie mieszkasz i co masz. Jeśli tą notkę czytasz, prawdopodobnie żyjesz jak król albo królowa w porównaniu z mieszkańcami krajów trzeciego świata. Być może masz nawet lepsze warunki niż niektórzy władcy w histori, któym przyszło żyć w zimnych, okrutnych czasach. Masz sukces w kieszeni.
Wybierz to, czego chesz, nie przywiązuj się do tego. Poczuj jakbyś to osiągnągnął
Stwierdzenie "Bardzo bym chciał .................. (wypełnij puste miejsce), ale nie umre póki tego nie dostanę" ma w sobie ogromną moc. Świat to energia, który przebiera formę, dlatego gdy delegujesz że czegoś chesz, zaczynasz to do Ciebie przyciągać. Jeżeli mówisz jednak, że tego potrzebujesz, Twój cel oddala sie od Ciebie. Chesz określić swoje pragnienie, cieszyć się z tego, że je masz, nie dążąc desperacko do jego spełnienia. Potrzebujesz czegoś, odpychasz to od siebie. Jeśli czujesz się tak jakbys miał upragnioną rzecz dostaniesz ją.
Korzystaj z okazji i słuchaj intuicji
Możesz dostawać oferty, telefony i kto wie co jeszcze. Podejmuj działania. Nigdy nie wiesz co przybliży Cię do tego celu. Twoje ego nie może zobaczyć całego wielkiego obrazu. Intuicja i okazje to cześć obrazu a Twoim zadaniem jest podjąc odpowiednie działania. Dzięki temu zbliżysz sie do upragnionego celu, nawet jeśli będziesz miał wrażenie, że cos stoi na drodze do jego realizacji.
Więcej ciekawych artykułów na :
Kliknij
www.samodoskonalenie.blox.pl
--
Więcej ciekawych artykułów na :
Kliknij
www.samodoskonalenie.blox.pl
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
O strefie komfortu i innych czynnikach sukcesu
autorem artykułu jest Beata Markowska
CENA SUKCESU
Sukces przychodzi jednym łatwiej innym trudniej, ale wszyscy, którzy sięgnęli po sukces musieli w swoim czasie wyjść poza swoją strefę komfortu. Może nie do końca afiszowali się z tym przed światem, ale jeszcze nikt nie zrobił kariery taplając się w ciepłym bagienku.
To jest cena sukcesu. Jak jest ona wysoka zależy tylko od ciebie. To czy będziesz trząsł portkami, czy potraktujesz wyzwanie jako immanentną część projektu i przejdziesz nad nim do porządku rzeczy zależy przede wszystkim od tego czy w przeszłości rodzina wspierała twoje samodzielne próby poznawania świata. Jeśli tak, to pewnie wychodzenie ze strefy komfortu nie jest dla ciebie przełomem. Wszędzie czujesz się bezpiecznie. Co więcej, dreszczyk emocji działa na ciebie stymulująco. Natomiast, jeśli jako dziecko często słyszałeś krzyki rodziców, żywiono cię nakazami i zakazami, krytykowano – spodziewaj się, że nie będzie łatwo. Na pociechę dodam, że im trudniej coś osiągnąć, tym wartość dokonań większa.
W momencie podjęcia decyzji o wyjściu poza swój bezpieczny świat, musisz zrobić jeszcze jedną rzecz: zaakceptować swój strach. Strach ten automatycznie budzi się w nas, kiedy zdamy sobie sprawę z faktu, że za chwilę opuścimy nasze komfortowe podwórko. I tu jest pies pogrzebany. Pracujemy nad strefą komfortu przez lata. Wszyscy chcemy się czuć kochani, szanowani.. A tu nagle nasz emocjonalny dorobek trzeba porzucić i wkroczyć na wielce niepewny teren. Niewielu się na to zdobywa. Jednak marzenia czasem są silniejsze niż nasze przywiązanie do wygody i zdobytej pozycji społecznej.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o wyjściu ze sfery komfortu wydawało mi się, że to nic prostszego. „Wielkie mi halo, zrobić coś, czego wcześniej nie robiłam. I o tym pani pisze pracę? Że niby to jakieś wyzwanie? Koń by się uśmiał”.
Ale co to naprawdę oznacza, proszę konia? Ano, że wystawiamy się na niezbyt przyjemne sytuacje. Wkraczając w nieznane sobie rewiry możemy narazić się na śmieszność, odrzucenie, krytykę i parę innych dramatycznych przeżyć, począwszy od niemiłej obsługi pani w okienku a na wyśmianiu projektu przez potencjalnego inwestora skończywszy. Różne sytuacje, różnie przez nas samych odbierane. Łączy je wspólny mianownik: nasze kiepskie samopoczucie. Jeśli pomimo krzywego spojrzenia pani urzędniczki, pomimo utraty głównego sponsora – idziemy dalej, to znak, że utrzymujemy stały kurs na sukces. I nieważne jest, co myślą inni, ani jak oni postąpiliby w tej sytuacji. Ważne jest, co jest w naszej głowie i jak oceniamy dany ruch. Jeśli wydaje nam się, że zrobiliśmy milowy krok, to nie ma co do tego żadnych wątpliwości – ZROBILIŚMY GO. Tutaj my jesteśmy najwyższą instancją oceniającą. Świat się może przyglądać i przyklasnąć lub nie, ale my wiemy najlepiej ile nas to kosztowało.
PORAŻKA TO CZĘŚĆ SUKCESU
Gorzej, że pierwszy krok to nie wszystko. Już nawet małe dzieci wiedzą, że po pierwszym kroku trzeba zrobić następny inaczej się upada.
No właśnie. W takim razie może chwilę o upadku. Co się dzieje, kiedy nieprzygotowani wychodzimy ze strefy komfortu? Częstokroć upadamy na duchu. Przeraża nas to, że sprawy nie dzieją się po naszej myśli, że tam nie jest tak miło jak tutaj, że wszystko jest takie nieznane. Dlatego wracamy do znanej rzeczywistości, nawet jeśli jest to rzeczywistość niekoniecznie lubiana. Jest i pozytywny akspekt tego zjawiska. Otóż nasze powroty są wpisane w scenariusz. Tak jak dziecko musi się kilka razy przewrócić, tak my musimy potrenować wychodzenie i wracanie do naszej sfery komfortu. Ważne, żebyśmy mieli do czego wracać. Dobrze jest sobie poeksperymentować, żeby przekonać się, że upadki nie kosztują nas życie. Dlatego jest prośba: nie palcie od razu za sobą mostów! Dajcie sobie prawo do pomyłek, do testowania różnych opcji i testowania siebie. Pamiętajcie, że tworzycie się na nowo. Nie wiecie jak się zachowacie w określonej sytuacji. Jeszcze w niej nie byliście. Na razie tylko wam się wydaje, że wiecie jak się zachowacie. Rzeczywistość może was przerosnąć. Ale może też pozytywnie zaskoczyć. Ważnym jest żeby dać sobie prawo do porażki. Małe sprostowanie: przyznanie sobie prawa do porażki to zgoła inne nastawienie od rozpoczynania wędrówki bez wiary w sukces. Wiara w sukces jest niezbędna. Bez niej nie ruszycie z miejsca. To punkt wyjścia i najwierniejszy towarzysz naszej podróży.
Zróbmy sobie małą przerwę i zobaczmy, co wzięliśmy w podróż do sukcesu. W naszych bagażach na chwilę obecną mamy: wyjście poza strefę komfortu, prawo do porażki, wiarę w sukces.
PLAN OPTYMISTYCZNY, REALISTYCZNY CZY WSTECZNY?
Czas wspomnieć o czymś, co dla mnie jest wyjątkowo niekomfortowe: konsekwencja.
Ilekroć czytam, że powinnam być konsekwentna w tym co robię aż się jeżę cała pod skórą. A jednak ta konsekwencja jest niezbędna. Staram się o niej zbytnio nie myśleć. Mam swoją wizję celu i tylko jej poświęcam uwagę, na niej się koncentruję. Co jakiś czas zatrzymuję się i patrzę wstecz. Dopiero wtedy widzę, że przeszłam kawał drogi. Jestem bliższa mojemu celu, a więc przyznaję sobie nagrodę za konsekwencję. Jedną z prostszych technik na osiąganie wielkich celów jest metoda małych kroków.
Od razu nasuwa mi się analogia rodem z bajek o walecznym rycerzu. Nasz bohater zabił smoka. Pokonał własny strach. Wyszedł ze swojej strefę komfortu i co? Nagroda? Tak, tylko gdzie? Na wieży! Królewna przecież zamknięta w wieży. A miało być tak pięknie. Wydawało się, że skoro smok zabity to cel osiągnięty. A tu dopiero się trzeba narobić. Im ładniejsza królewna tym w wyższej wieży ją zamykali. I tutaj ani hart ducha, ani wielka odwaga nie pomogą. Trzeba mozolnie wspinać się po schodach. A widok na nasz cel jest taki jak wąskiej klatce schodowej: ciemno, szaro, końca nie widać. Prawda, że mało atrakcyjny? Całe szczęście, że mamy wyobraźnię. Oczami duszy można zobaczyć ten wspaniały widok, który ukaże się naszym oczom fizycznym po wejściu na szczyt i otwarciu komnaty.
Przygotujmy się do tej wspinaczki odpowiednio. Przede wszystkim napiszmy plan. Będzie to nasze pierwsze zderzenie z rzeczywistością, ale jednocześnie oswajanie demona wysokiej wieży. Jeśli w punktach napiszemy konkretnie, co robimy i kiedy, wtedy nasz cel nabierze znamion realności. I oto tu chodzi.
Sprytnym pomysłem jest pisanie planu wstecz. Zastanów się, kiedy chciałbyś, żeby twój plan się zrealizował. A potem przemyśl, ile czasu zajmie ci pokonywanie poszczególnych etapów dojścia do celu. Staraj się podchodzić do tematu realistycznie. Pamiętaj, że nie zawsze będziesz entuzjastycznie nastawiony, że masz jeszcze inne zadania, czasem chciałbyś odpocząć, czasem ci się nie będzie chciało, a czasem wydarzy się coś niespodziewanego. Zostaw sobie margines błędu przy przygotowywaniu harmonogramu.
Osobiście mam zwyczaj pisania 2 planów. Jeden to plan optymistyczny a drugi realistyczny (unikam określenia „pesymistyczny”, choć właśnie o to tutaj chodzi). Optymistyczny, to plan który zakłada że będę w formie, że wszystko się ułoży. Plan optymistyczny tak naprawdę jest planem wymagającym ode mnie sporych poświęceń i nakładu pracy. No, ale przy jego pisaniu jestem tak naładowana dobrą energią i tak pełna chęci zmian, że wierzę że przeniosę góry. I czasem tak się dzieje! Plan optymistyczny jest moim podstawowym planem. Dopiero kiedy zdaję sobie sprawę, że w ludzkiej mocy nie jest jego realizacja a ja nie jestem herosem, wyciągam z szuflady plan B, czyli plan realistyczny. Wtedy z przyjemnością konstatuję, że nie jest tak źle. Jednak gdybym od razu założyła sobie bezpieczne terminy przewidując, że z tym czy tamtym sobie nie poradzę, to tak stałoby się na pewno. Wymagając od siebie więcej i osiągam więcej. Wiem na ile mnie stać. Lubię wyzwania. Dlatego nie lubię sobie dawać forów. To jak wysoko mierzymy jest sprawą indywidualną. Teraz stawiam sobie ambitne cele, ale zaczynałam od drobiazgów. Nie deprecjonujmy swoich umiejętności tylko dlatego, że w pierwszych miesiącach działania naszego projektu nie wymyśliliśmy od razu lekarstwa na raka.
UŚCISK DŁONI PREZESA
Mamy już przygotowany plan i właściwie moglibyśmy się zabrać do realizacji. Jednak ostrzegam, że bez tego elementu będzie nam o wiele trudniej w dalszej drodze. A jest nim…? Nagroda! Niezmiernie ważny element zdobywania skarbu. Nagradzanie się za poszczególne etapy, za małe zwycięstwa, za każdy mały krok. Otwarcie przyznam, że dla mnie było to zawsze największym wyzwaniem. Co tam pokonać smoka. Już macham szabelką. Co tam wspiąć się po setkach stopni wieży.. nie pierwsza to moja wieża, nie pierwsza królewna. Ale nagradzać się za pokonanie pierwszego stopnia?! Toż to rozpusta. Poznać tu rękę rodzicielską, która rzadko chwaliła. Teraz ja dla siebie mało hojna jestem. Zawsze wydawało mi się, że nagrodą będzie samo osiągnięcie celu. Teraz jestem mądrzejsza. Wiem, że moja podświadomość nienagradzana na lotnych premiach może się zbuntować. Nie będzie chciała kooperować, co więcej może sabotować moje działania. W naszym interesie jest nagradzać siebie ile się da, za wszystko. Wiem, że to trudne zadanie, ale trzeba się przełamać. Czy wiesz już, co dasz sobie w prezencie, kiedy po raz pierwszy usłyszysz, że pomysł jest beznadziejny lub że nie da się tego zrobić tak jak chcesz? Tak, tak. To nie pomyłka, nagradzać siebie za przyjęcie porażki na klatę i nie porzucenie swego marzenia, nie odstawienia go do teczki spraw nierealnych - to wbrew pozorom spore wyzwanie. Mamy wtedy tendencje do nadmiernego krytykowania siebie. Nie dość, że świat nam dał popalić, my jeszcze sobie dokładamy. To jedno z naszych uwarunkować społecznych. Jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do krytyki niż do pochwał. Czas to zmienić, jeśli ci sukces miły! Nie oznacza to, że nie możesz sobie dać prawa do chwili upadku, doła, małego załamania, roztkliwiania się nad sobą, płaczu, złości, agresji. Wszystkie chwyty dozwolone. Bylebyś tylko potem wstał, strzepał z siebie pył bitewny i wrócił do realizacji swojego planu. Wyciągnij wniosek z tego co się zdarzyło. Może zastanowisz się nad nową strategią postępowania? Może zdecydujesz, że jeszcze nie czas trąbić głośno o pomyśle zanim nabierze realnego kształtu? A może zechcesz zweryfikować jego kształt? Wszystko jest możliwe, bo tylko krowa nie zmienia poglądów.
I koniecznie daj sobie nagrodę! Trzeba o tym pamiętać. Nie musi to być od razu samochód. Nagrodą może być coś małego, drobiazg, który zwrócił twoją uwagę, masaż, wyjście do kina, chwila relaksu, spacer, wyjazd w góry lub inne ulubione miejsce. A może po prostu spojrzenie w gwiazdy i obdarzenie siebie wewnętrznym uśmiechem. Sam będziesz wiedział najlepiej co sprawi ci w danej chwili przyjemność. Im częściej będziesz się nagradzał, tym bardziej ochoczo twoja podświadomość będzie podejmowała ryzykowne wyzwania. Tym chętniej będzie sprzyjać ci w realizacji twoich celów.
Dzięki temu następnym razem, kiedy coś się nie powiedzie zgodnie z twoim planem, uśmiechniesz się w duchu do siebie. Teraz już wiesz, że w wyprawie po złote runo zdarzają się niespodzianki. Wiesz to z własnego doświadczenia, bo to nie pierwsza twoja wyprawa. Nie takie smoki już pokonywałeś i nie takie księżniczki zdobywałeś!
http://www.personaldevelopmentcentre.eu/WARSZTATY.html
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
O Wytrwałości w dążeniu do sukcesu, kłodach pod nogami, kajdanach umysłu i innych kodach
autorem artykułu jest Beata Markowska
Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy
Hannibal
Zawsze wydawało mi się, że jeśli znajdę mój cel, moją legendę, to cały świat będzie mi sprzyjał. Taa. Naczytałam się Coelho, a potem nie raz odbiłam się od ściany. Wiele razy byłam bliska porzucenia mojego marzenia. No bo przecież skoro świat mi nie pomaga, to pewnie nie jest to moja legenda, tylko jakiś mój wymysł. Błąd proszę Państwa. Błąd naiwności. Całe szczęście, że w swoim arsenale myśli miałam także takie, które mówiły: "A może świat cię testuje, żeby przekonać się, czy rzeczywiście jest to twoje marzenie a nie chwilowa zachcianka?"
Przetrwałam pierwsze burze, potem huragany, po czym wypływałam na szeroki przestwór oceanu. Nagle wszystko zaczynało się układać. I to było piękne. Inaczej bowiem smakuje cisza po sztormie.
WIELCY MAGOWIE I ICH HISTORIE
Zaczęłam wertować życiorysy wielkich ludzi. Jak to było u nich. Czy sukcesy przychodziły im łatwo i szybko?
Walt Disney - pracował jako grafik. Tyle razy był wyrzucany z pracy, że nie mógł już znaleźć innego pracodawcy poza gazetą miejską. Ale miał swoją wizję i postanowił ją zrealizować sam chałupniczym sposobem.
Bill Gates - właściwie podobna historia. Też przez lata praca w garażu. Dla niej porzucił studia prawnicze.
Sylwester Stallone - mój ukochany bohater. Zaczynał od czyszczenia lwich klatek. W szkole wygrał plebiscyt na tego, kto ma największe szanse skończyć na krześle elektrycznym. Sly napisał scenariusz do Rocky'ego w ciągu trzech dni. Jednak wiele lat zajęło mu chodzenie od wytwórni do wytwórni i przekonywanie, że jest to dobry film. Kiedy w końcu jeden z producentów zgodził się kupić scenariusz za 400tyś.$ Stallone odrzucił tę propozycję, bo główną rolę miał dostać kto inny. A on marzył o tym, żeby sam zagrać Rocky'ego. Jak widać upór się opłacił. No i nie skończył na krześle
JK Rowling - zaczęła pisać opowieść o czarnoksiężniku Harrym Potterze, a jej życie waliło się w gruzy. Odeszła od męża brutala, samotnie borykała się z utrzymaniem siebie i kilkumiesięcznej córeczki, pracowała dorywczo bo nikt nie chciał zatrudnić samotnej matki. Brała zapomogę i ciuchy z darów.
Skoro weszłam do gildii pisarskiej, parę perełek z ich podwórka. Komentarze, z jakimi odrzucono słynne książki:
George Orwell "Folwark zwierzęcy": "W Stanach Zjednoczonych nie ma obecnie popytu na książki o zwierzętach"
Irving Stone "Pasja Życia": "Długa i nudna opowieść o artyście"
D.H. Lawrance "Kochanek Lady Chatterley": "Dla własnego dobra, proszę nie publikować tej książki".
Przyznacie sami, że dla wątpiącego w siebie artysty taka krytyka może być druzgocąca. Ciężko jest w takich momentach z radością podążać drogą legendy, szczególnie kiedy trzeba utrzymać rodzinę. Nieprawdaż?
Przeczytałam kiedyś takie zdanie: "Wielkość poznać po tym jak radzi sobie z porażkami." I powiem wam jedno. Niewiele warte są takie slogany. Co my tam wiemy o tym jak ci, którzy osiągnęli sukces radzili sobie z porażkami zanim doszli do celu. Nikt normalny się przecież nie pochwali w wywiadzie na jego cześć, że zanim coś osiągnął przeszedł depresję, obstrukcję psychiczną, że milion razy chciał to rzucić, tylko nie miał pomysłu na nic lepszego. Wznosimy im pomniki i wierzymy że byli nieskazitelni, że ich życie też takie było. Tymczasem ci ludzie w ciągu swojego życia borykali się z takimi samymi problemami jak my.
Einstein był podejrzewany o niedorozwój. Zaczął mówić w wieku lat 4. Na studiach jego profesor uznał, że Albert niczego w świecie fizyki nie osiągnie. Einstein był bardzo przeciętnym studentem i kiepskim mężem. Opuściła go żona.
Abraham Lincoln kilkanaście razy startował w wyborach do kongresu. Nigdy nie został kongresmenem, choć swoje życie podporządkował agitacji wyborczej. Za to został wielkim prezydentem.
Do czego zmierzam? W KAŻDYM Z NAS JEST WIELKOŚĆ. Dopóki sami jej nie odkryjemy, świat się o nią nie upomni. Czasem trzeba stanąć przeciwko całemu światu, żeby obronić swoją wizję. I bronić jej nie raz, nie dwa, zmierzyć się z największym wrogiem naszej wizji: wątpliwościami. Nasze wątpliwości zawsze mówią coś o nas samych. Ich korzenie najczęściej siedzą w dzieciństwie. Gdyby nie to, że kiedyś usłyszałeś, że jesteś głupi, dziś komentarz recenzenta nie zrobiłby na tobie większego wrażenia. A tak, zaczynasz się zastanawiać, czy twoja pisanina w ogóle ma sens.
Z LORNETKĄ CZY BEZ?
Większość porażek, nierozpoznanych talentów, nie zrealizowanych wynalazków bierze się z patrzenia pod nogi, z nadmiernego skupienia się na sprawach krótkoterminowych. Wtedy gubimy z pola widzenia nasz cel. Po drodze do sukcesu jest mnóstwo porażek. Kto wierzy, że droga do sławy jest usiana różami ten żyje fikcją. Zbyt łatwo się poddajemy, za szybko. Cel osiągają ci najwytrwalsi, ci którzy najlepiej radzili sobie ze swoimi emocjami. Bo pamiętajmy o tym, że cały świat może się mylić. Dopóki Kopernik nie udowodnił, że Ziemia jest okrągła WSZYSCY myśleli, że jest płaska. Cały świat.
Inna sprawa, to fakt, że czasem nie wiemy co świat o nas myśli. Często nam się zdaje, że ma o nas określoną opinię, podczas gdy tak naprawdę jest to nasza własna projekcja. Ale to temat na inny materiał. Teraz czas powiedzieć: sukces wymaga samodyscypliny patrzenia! Trzeba cały czas patrzeć daleko w przyszłość, skupić się na końcowych rezultatach. I nie martwić się tym, że po drodze potkniesz się o jedną czy drugą kłodę. Iść dalej.
Przykład: ktoś ci rzuca kłody pod nogi, wytaczasz swoje działa, idziesz na wojenkę, albo od razu się poddajesz, bo nie widzisz szans na wygraną. A po co ci ta wygrana? Czy chcesz wygrać bitwę czy wojnę? Zdobyć pierścień królewny czy królewnę? Skupianie się na problemach doraźnych to zbędna utrata energii. Tobie jest energia potrzebna jak tlen. Sukcesów nie osiąga się z dnia na dzień. Wymagają wytrwałości i wiary w siebie. Nie trwoń swojej energii na przejmowanie się przeciwnościami losu, przekonywaniem innych, że masz rację. Jeśli jesteś w stanie pokonać przeciwności losu, to tak naprawdę nie są to przeciwności tylko test osobowości. Ale o tym przekonasz się jeśli dasz sobie szansę i pomyślisz o rozwiązaniu problemu zamiast poddawać się, bo coś nie wyszło.
BĄDŹ ELASTYCZNY!
Po odebraniu złej nowiny, w pierwszym odruchu wydaje ci się, że los sprzysiągł się przeciwko tobie. Z biegiem czasu okazuje się, że był to konieczny impuls, wydarzenie, które zmusiło cię do obrania nowego kierunku, zmiany, która jest bardziej korzystna dla ciebie i twojego projektu. I co? Głupio ci, że panikowałeś? Każdy panikuje.
Konsekwentnie zmierzaj do swojego celu, ale nie upieraj się przy sposobach jego realizacji.
Anthony Robbins, słynny amerykański mówca motywacyjny zamierzał osiągnąć pułap dochodów wielkości miliona dolarów. Szło mu nieźle, jednak jego wspólnik wyprowadził z firmy 700tys. dolarów i zniknął na Kajmanach. Bilans Robbinsa na koniec roku wynosił minus 200tyś.$. Prawnicy jednoznacznie doradzili ogłoszenie bankructwa. Tony postanowił walczyć. Nie tracił z oczu swojego celu. Nawet w tak dramatycznych okolicznościach nie poddał się. Szczerze go podziwiam, bo nie wiem czy stać by mnie było na akt takiego heroizmu. Przez kolejne lata Tony pracował ciężej niż kiedykolwiek, cały czas zastanawiając się nad sposobem zintensyfikowania swojej działalności. Wymyślił, że można jego wykłady nagrywać na taśmach video i sprzedawać wysyłkowo. Pomysł był strzałem w dziesiątkę. Robbins stał się znany i popularny w całych Stanach. Napisał potem kilka motywacyjnych książek, które również stały się hitami. Jego fortuna oceniana jest na kilkadziesiąt milionów dolarów. I to wszystko dzięki oszustowi. Gdyby nie kradzież (dość spora kłoda, sami przyznacie), Anthony Robbins mógłby do dziś być lokalnym mówcą. Świetną, porywającą i docenianą przez odbiorców lokalną gwiazdą.
Jego książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków.
Wiele prawdy jest w powiedzeniu "Nie ma tego złego." Jednak powiedzenie to nabiera głębszego sensu tylko dla ludzi o otwartych umysłach.
SZUKAJ SWEGO GURU
Teraz, kiedy już wiemy, że sukces nie implikuje braku porażek, zastanów się czy znasz jakieś osoby, które już odnoszą sukcesy, a na których mógłbyś się wzorować? Swego czasu zastanawiałam się, czy w moim otoczeniu są jacyś spełnieni biznesmeni, ludzie sukcesu, którzy mogliby być moim guru. Rozglądałam się zapamiętale, ale jakoś nikogo, kto odpowiadałby moim wymaganiom, nie dojrzałam. Wieczorem podczas rozmowy z moją koleżanką nagle dotarło do mnie, że wyobraziłam sobie jak ma wyglądać mój guru i nawet przez myśl mi nie przeszło, że Marlena, z którą właśnie rozmawiam mogłaby być moim mentorem. Jest co prawda właścicielką świetnie prosperującej firmy, którą od początku rozwinęła sama, ma ogromną wiedzę biznesową i co ważniejsze chęć dzielenia się nią, ale jakoś w ogóle tego nie zauważyłam. Może dlatego, bo najciemniej jest pod latarnią? A może dlatego, że mało elastyczna byłam tworząc wizerunek wspierającego guru. Oczami wyobraźni bowiem zobaczyłam biznesmena. Do głowy mi nie przyszło, że to może być kobieta. Ech, to patriarchalne wychowanie
Ta przypowieść powinna się właściwie znaleźć w poprzednim akapicie, bo dotyczy elastyczności myślenia (a raczej jej braku), ale co tam, bądźmy elastyczni. Niech sobie będzie tutaj w sekcji "gurskiej".
Ja znalazłam swojego mentora, a ty? Czy znalazłeś już osobę, na której mógłbyś się wzorować? Prześledź jej drogę do sukcesu i wesprzyj się na jej porażkach, które jak widać nie przekreśliły szansy na zwycięstwo. Dobrze jest mieć mentora z krwi i kości, do którego możesz zadzwonić, pogadać, a jednocześnie jest to człowiek z doświadczeniem. Wiele przeszedł, wiele osiągnął i jest w miejscu, w którym ty chcesz się znaleźć.
Jeśli nie masz nikogo takiego w swoim otoczeniu, to pomyśl o osobach, które ci imponują, postaciach z życia publicznego, twórcach, bohaterach historycznych (w ostateczności bohaterach komiksów
. Zawsze można poczytać ich biografie. Nie łudźmy się jednak, że biografowie nie wybielili ich życiorysów do granic wytrzymałości, choć bywają chlubne wyjątki. Szukajcie, a na pewno coś znajdziecie.
I najlepiej zrób to od razu, bo inaczej twój skok twórczej energii rozpłynie się w oceanie zniechęcenia. Nasze zaangażowanie maleje wprost proporcjonalnie do czasu, nie wykorzystana odwaga słabnie, a nie odwzajemniona miłość gaśnie (choć tu pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą)
Beata Markowska
http://www.personaldevelopmentcentre.eu/AKTUALNOSCI.html
http://www.personaldevelopmentcentre.eu
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Złota reguła 24=3x8, czyli właściwy balans w życiu
autorem artykułu jest Tomasz Zienkiewicz
Zacytuję mojego wykładowcę:
‘Człowiek pracuje żeby żyć, a nie odwrotnie. Narasta jednak armia ludzi, którym się to dokumentnie poprzewracało.’
Masz podobne wrażenie, że niektórym ludziom się pokiełbasiło?
Balans w życiu jest szalenie ważny do tego by normalnie funkcjonować i nie dać się sprowadzić do parteru.
Balans to nie tylko dobry podział czasu na pracę i dom, ale też na równowagę we wszystkich aspektach Twojego życia: dbałości o wygląd i ciało; swój rozwój szarych komórek i pozyskiwanie nowych umiejętności; dostarczanie sobie wrażeń uskrzydlających duszyczkę; czy budowy takich relacji z ludźmi by było się z kim pośmiać, popłakać, pogadać oraz w szczególności dbać o tą jedną jedyną istotę (tego jednego jedynego ‘istota’) co przyprawia o mocniejsze bicie serca – w pozytywnych aspektach :-).
Z życiem to jest trochę tak jak z zupą – może być zrobiona z rewelacyjnych składników, jeśli jednak będzie przesolona – to całość będzie niezjadliwa.
Ostatnio pisałem o wyznaczaniu celów i ich właściwej, długoterminowej perspektywie. Tym razem chciałbym Ci pokazać taką prościutką miareczkę do dbania o balans w życiu – nie trzeba się mocno dumać nad życiem by jej użyć, czyli jest very user friendly.
24 h = 3 x 8 h
Enigmatycznie to wygląda – jednak, jeśli Ci powiem że [h] nie jest niczym obraźliwym, ani też tajemniczą matematyczną stałą Plancka – a oznacza po prostu zwyczajną, wszystkim znaną godzinę – to sprawa powinna być już bardziej przejrzysta.
Odkrywając już resztę tajemnic: reguła zapisana już po ludzku brzmi:
Każdy dzień powinien składać się z 3 bloków po 8 godzin:
8 godzin – praca
8 godzin – życie
8 godzin – sen
Oczywiście potraktuj to jako dobry punkt odniesienia. (Nawet zasada Pareto 80/20 jest też tylko i wyłącznie umowna) Jednak powinna Ci się zapalić żółta, kontrolna lampka, jeżeli przez ponad miesiąc ten podział jest mocno przechylony na rzecz obowiązków pracowych i poświęcasz na nią znacznie więcej czasu.
Prędzej czy później poświęcanie sporej ilości czasu na pracę się na Tobie zemści: albo kosztem pracy zaniedbasz swoje życie, czyli związek, relacje, własne zdrowie, książki itd. albo uszczuplisz swój czas na sen.
To jest jak samonapędzające się koło: z notorycznym niedospaniem będziesz bardziej zmęczony, mniej efektywny i przygaszony – przez to robota Ci nie będzie zbytnio szła. Że już nie wspomnę o walorach wizualnych - płci przeciwnej swoimi worami pod oczami i przekrwionymi oczami z pewnością nie zauroczysz. W swoim związku będziesz zbierał słuszne baty za stawianie pracy na pierwszym miejscu, ale również bez znajomych, książek i intymnych chwil będzie Ci się coraz bardziej coś psuło – w Tobie i dookoła Ciebie.
Nie warto!
Przecież o to chodzi byś miał fajne CAŁE życie – a za sprawą jakiejś błahostki zniszczył/zaniedbał sobie coś ważniejszego. I naprawdę większość tych rzeczy w pracy, które teraz wydają Ci się megaważne i arcypilne – z perspektywy roku są błahostkami.
Proponuję Ci nawet test – otwórz swoje archiwum mailowe sprzed roku i spróbuj ocenić ile z tych spraw, wrzutek itd. były warte tego by nad nimi tyle siedzieć kosztem życia prywatnego.
Pracować długo to nie to samo, co pracować mądrze
To naprawdę jest bardzo proste – im ciężej/dłużej pracujesz tym więcej będziesz miał rzeczy by z tego się nigdy nie wykopać. Ważne byś pracował efektywnie i nie zapominał że pracujesz by żyć a nie żyjesz by pracować. Naucz się pracować efektywnie a nie ciężko. Jak nie da się u obecnego pracodawcy i zmusza Cię niczym w Biedronce do heroicznych wysiłków – to zmień pracodawcę. A by zmienić pracę trzeba... UWAGA: inwestować w siebie i relacje z innymi – a to robi się w wolnym czasie. Więc – nie przeginaj z robotą i dla przypomnienia wzorek-reguła:
24h = 3 x 8h
PS. Oczywiście, że są chwile w życiu, gdy cała ta złota reguła nadaje się jedynie do kosza: np. leżysz w szpitalu, właśnie urodziło Ci się dziecko, wygrałeś w Lotto i pędzisz w rejs dookoła świata, czy za 2 miesiące otwierasz własną firmę itd. Traktuj ją więc zdroworozsądkowo.
--
Autorem tekstu jest Tomasz Zienkiewicz.
Zapraszam na
www.dlasiebie.pl :: rozwój osobisty, kariera, niezależność finansowa - artykuły i forum
www.zieniu.pl - mój blog
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl